Katolicyzm nie jest w Polsce religią panującą, choć katolików jest ciągle wiele więcej niż innowierców. Zważywszy, iż żyjemy w państwie demokratycznym to nieporadność czy niefrasobliwość zmanipulowanych katolików wystawia im marne świadectwo. Zwłaszcza w polityce, gdyż sporej części katolików wmówiono, że postulat piastowania władzy w naszym państwie w oparciu o miłość Boga i bliźnich, w oparciu o dekalog, jest anachroniczny, skoro od etyki zwolnione są państwo i polityka w prawosławiu i protestantyzmie oraz we wszelkich mutacjach socjalizmu. Wyzywająca bezetyczność przywłaszcza sobie patent na postęp. Paraliżuje zuchwałością.
Deklarowałem podjęcie próby przełożenia na współczesny język rozważań prof. Feliksa Konecznego, ale po namyśle uznałem, że lepiej Jego myśli , o porażającej wręcz aktualności, formułować nie zdołam. Dlatego cytuję je niemal bez skrótów.
„Przykazanie miłości pełni się uczynkami. Katolik nie może uprawiać polityki, która byłaby sprzeczna z miłością ku Bogu. Wszyscy, którym ten stosunek obojętny, powinni wystąpić z Kościoła i zrobić to jawnie. Aut-aut. Wszędzie obecny jest Bóg jest też obecny na sali sejmowej, w sali sądowej, w każdym urzędzie i w każdej szkole. Nie pomoże na to usunięcie krucyfiksów ze ścian!
Gdyby więc kto zalecał w imię dobra publicznego coś takiego, co według pojęć katolickich sprzeciwiałoby się miłości Boga, będziemy w opozycji. Jakżeż może być dla katolickiego ogółu korzystnym coś, co kłóci się z miłością Boga? Rządzić, władać, organizować należy w imię Boże.
Iluż uniknęłoby się nieszczęść, gdyby dążący do władzy mieli Boga w sercu!
Jeżeli będziemy poszukiwali głowy państwa i dostojników najwyższych wśród takich, których rozpiera żądza władzy, nie doczekamy się człowieka godnego takiego wyniesienia. Władzy nie godzi się zdobywać. Ślepa chuć władzy stanowi cechę ujemną charakteru, a gorsza jest nad żądzę złota, wygód i uciech, bo zawsze każde przewinienie i każde zboczenie staje się gorszym, gdy wkracza w życie publiczne. A chuć ta nie da się zaspokoić bez zbrodni. Tak przynajmniej uczą doświadczenia historyczne, a współczesność pouczyła nas o tym dokładnie i wciąż jeszcze poucza; tak orzeka metoda indukcyjna. Niechaj kto wskaże choć jednego pożądliwca władzy, który by doszedł był do niej, nie popełniając przestępstw, nie szerząc zła, nie stając się przynajmniej obojętnym na moralność.
Bezetyczna państwowość doprowadziła do tego charakterystycznego pojmowania polityki, jako sztuki dochodzenia do władzy. Tłumaczą nam to, że to dla dobra publicznego, żeby wykonać pewien program; a potem dodają, że ze względu na dobro publiczne muszą pilnować, żeby władzy nie utracić. W praktyce wychodzi się na to, że celem rządu jest utrzymać się przy władzy – i nic więcej. Sztuka dochodzenia do władzy składa się ze sztuczek, często nikczemnych, a zawsze przynajmniej amoralnych; a rezultat takiego pojmowania rządów w narzucaniu się i w zażartej obronie osobistego udziału w rządach.
Głównym zajęciem rządu staje się tępienie wszelkiej opozycji, co po niedługim czasie zamienia się w prześladowanie wszystkich porządnych ludzi, nie chcących się poniżać służalstwem. Rząd taki skupia około siebie zwolenników coraz wątpliwszej wartości, aż w końcu polityka bezetyczna wyrabia się w sztukę robienia brudnych interesów. Nieunikniona jest „ewolucja”!
Nie goni się za władzą, lecz tylko przyjmuje się jej brzemię, gdy okoliczności wskażą, że to jest obowiązkiem. Władzę przyjmuje się w pokorze ducha, z miłością Boga, prosząc go o łaskę zdatności, i o wsparcie do wypełniania ciężkich obowiązków.”
Na pierwszy rzut oka postulat zapisany w ostatnim przytoczonym akapicie wydaje się utopią. Bo w emitowanym szumie informacyjnym, w uporczywym zakłamywaniu informacji kierowanych do potencjalnych wyborców, prawdę trudno wyłowić. Jednak doświadczenie uczy, że dobro zwykle rodzi się w znojnym trudzie, a nierzadko i cierpieniach. Jeśli braknie chętnych do podążania taką drogą – dojdziemy do piekła.
Piotr Oślizło