Marzenia (marnie) ściętej głowy (3)

Marzenia (marnie) ściętej głowy  (3)

Kard. August Hlond o państwie …

Kiedy mijała 67. rocznica śmierci Kardynała, w Polsce trwała gorączka wyborcza i przymiarki do nowego garnituru jego rządców. Co by na temat kampanii wyborczej nie powiedzieć była to nie tylko okazja, aby się różnym pretendentom do tronu uważnie przyjrzeć i prześwietlić nie tylko zapowiedzi tworzenia nam raju na ziemi, ale i dokonania w zakresie pomnażania dobra wspólnego. Niestety w związku z powyższym nieuchronnie dochodziło do wzajemnych zgorszeń i oskarżeń o bezeceństwa.
Spróbuję zatem niektóre z nich ukazać na tle nauczania kard. A. Hlonda, w tym wskazań listu pasterskiego „O chrześcijańskie zasady życia państwowego”.
Na wstępie Hlond zastanawia się „Co skompromitowało w różnych krajach państwowość? (…) Czy nie uleganie ruchom ideowym, które od rewolucji francuskiej heretyzowały w Europie, usuwając prawo moralne z życia publicznego, siejąc anarchję i rozkładając Państwo?”
Pisząc ten list konstatował: „W wichrzastą godzinę dziejową odbudowujemy na praojcowskich sadybach niepodległe władztwo. (…) Nieśmiertelność chciałby tchnąć w organizm Państwa.”. Dzisiaj wichrów i zawirowań nie ubyło, natomiast niepodległe władztwo PO przekazała do lamusa, bo ubezwłasnowolnione państwo „istnieje tylko teoretycznie”…
„Ale czy [Naród] ma jasną świadomość i zdrową psychę państwową? Czy posiada pełną naukę i prawdę o Państwie? Czy wyraźnie rozeznaje moralne zagadnienie życia państwowego? Czy kieruje się etycznymi zasadami zbiorowego bytu? Czy ma sumienie państwowe? Czy sięga do wiecznych źródeł mocy i postępu? Jakie ideały publiczne przyświecają mu w tej dziejowej chwili?
Odpowiedź dotychczasowych dzierżycieli władzy była i chyba pozostanie wyzywająco arogancka: państwo ma być „neutralne światopoglądowo”, „świeckie”, pod żadnym pozorem nie powinno być „wyznaniowe”, za to powinno ubóstwić „genderyzm”, „aborcję”, „małżeństwa jednopłciowe czy zmiennopłciowe”, „multikulti” i wszelkie inne dewiacje nieubłaganego postępu, obrażające nie tylko Dekalog, ale i zwykły zdrowy rozum. Stąd bez wyautowania Kościoła katolickiego i bez przyjęcia ateistycznej ideologii nie osiągniemy ani nowoczesności, ani rozwoju, ani dobrobytu. Katolicy jeśli chcą wziąć udział w tej władzy mogą sobie katolikami być, ale tylko prywatnie. A więc muszą żyć z rozdwojoną jaźnią, wyrzekając się Boga na forum publicznym. Czyli nie wadzi im wiarołomstwo. Podobnych zjawisk polityki ateistycznej jest bardzo dużo i przybywa nowych. Charakteryzuje je szatańska przewrotność.
Stanowisko Hlonda wobec tego wyzwania jest jednoznaczne i stanowcze:
„Państwo nie może nie uznawać w swym życiu Stwórcy, z którego woli i prawa się wywodzi, a który jest panem zarówno jednostki jak i społeczności, czyli Państwo nie może być ateistyczne, nie może się rządzić, jakgdyby Boga nie było, lecz powinno Boga czcić i religję szanować.
Tym podstawowym założeniem różni się zasadniczo nauka Kościoła od ześwieczczonej idei o Państwie. W pojęciu liberalnym, wolnomyślnym, laickim, Państwo nie uznaje Boga, nie liczy się z Nim pod żadnym względem, nie przyjmuje Jego praw etycznych, nie zważa na Jego religję, czyli jest zasadniczo bezwyznaniowe. Zwykle zaś posuwa się dalej i staje się bezbożne; ponieważ Boga wprost wyklucza, wykreśla z konstytucji, ruguje ze szkoły, wyrzuca z ustawodawstwa, a nawet kult Jego i wiarę prześladuje i samą myśl o Bogu, jak w bolszewji, krwawą przemocą w narodach tępi. W miejsce Boga stawia człowieka, rozum ludzki, ludzką wolę i swawolę, siłę materjalną i teror. – Skutki tej laicyzacji Państwa są takie, że chwieją się ustroje społeczeństw, bo zabrakło im trwałych podstaw. Polityka, sprowadziwszy społeczeństwo z drogi bożej wtrąciła je w nieład bez wyjścia. Wydaje się, jakoby szybkim krokiem zbliżała się jakaś wielka a tragiczna w dziejach godzina, która w pamięci przyszłych pokoleń pozostanie odstraszającym dowodem, że kto pod budową ludzkości słupy autorytetu bożego wywraca, ten świat w zwalisko społeczeństw zamienia. Wojnę przeciwko Bogu narody przegrać muszą, a nieraz przegrywają ją wśród straszliwych wstrząsów i kataklizmów dziejowych.
Na mocy ustanowienia boskiego Kościół nie podlega władzy państwowej i nie wywodzi z prawa państwowego ani swego bytu, ani swych uprawnień. Tego stanu prawnego, tak jasnego w świetle objawienia, nie zmieniły gwałty, dokonywane na Kościele w ciągu minionych stuleci, i nie skreślą go ani subjektywizm religijny, ani przecząca postawa laicyzmu, ani te kierunki polityczne, które swój niewłaściwy stosunek do Kościoła pokrywają frazesem nowoczesnej filozofji państwowej.
Niema więc “Państwa w Państwie,” lecz obok suwerennego Państwa o pewnym zakresie celów istnieje niezależny Kościół o innych zadaniach. Mamy w ten sposób na tym samym obszarze dwie władze. Obie pochodzą od Boga, choć w różny sposób, więc nie mogą być z sobą sprzeczne, lecz się uzupełniają. Przy rozróżnieniu cech i zadań i przy wzajemnym uszanowaniu uprawnień mogą i powinny obie władze utrzymywać z sobą dobre stosunki i zgodnie z sobą współpracować dla dobra ludzkości, będącej wspólnym przedmiotem ich starań.
Kościół będzie w każdym razie podpierał Państwo i bronił jego powagi. Nawet wtedy, gdy swych praw przeciw Państwu broni. Nawet wtedy, gdy go Państwo ciemięży. W katakumbach czy w katorgach, na wygnaniu czy w sowieckich kaźniach. Kościół cierpiący ofiarować będzie swój ból i krew za prawdziwe powodzenie Państw i za ideę bożą w narodach.
Na czoło zaś powinności obywatelskich wysuwa się posłuszeństwo i szacunek, zasadzające się na prawie przyrodzonym, z którego władza państwowa bierze swój początek. Katolik jest obowiązany zachowywać należyty stosunek do prawowitej władzy bez względu na przyjętą w państwie formę rządów i bez względu na to, w czyim ręku władza spoczywa. Wolno atoli i należy ubiegać się w drodze legalnej o rządy uczciwe i katolickie.
Z drugiej strony przedstawiciele władzy państwowej powinni tak w sposobie rządzenia, jak w życiu swoim wykazywać poczucie władzy wywodzącej się od Boga. Jakaż godność opromienia ich rządy, gdy w sposobie pojmowania i wykonania przez nich władzy zaznacza się świadomość padającego na nich odblasku autorytetu bożego! Natomiast jak słaby i zawodny jest autorytet, który zrywa swój związek z przyrodzonym źródłem władzy! Czy dzisiejszy światowy kryzys polityczny i to groźne załamywanie się podstaw państwowych nie są przedewszystkim kryzysem autorytetów politycznych, którym brakło wyższej treści? Zachwiały się, bo się same poniżyły, gdy w obliczu ludów wyjałowiały z wszelkiej myśli bożej. Odbudowa autorytetów i powrót od nieładu do zdrowej państwowości zacząć się musi od uznania autorytetu bożego nad narodami i Państwami.
Drugim nakazem katolickiej karności obywatelskiej jest posłuch dla sprawiedliwych praw i rozporządzeń państwowych. – Ustawa czy rozporządzenie nie stają się etyczne i sprawiedliwe przez to tylko, że je uchwalają i wydają ciała ustawodawcze lub władze do tego powołane. Jeżeli bowiem nie mają na celu rzeczywistych potrzeb Państwa i dobra ogólnego, jeżeli gwałcą przyrodzone prawa jednostek i rodzin, jeżeli wkraczają w prawa Kościoła, a nawet sprzeciwiają się prawu bożemu, to mino że powstają w sposób prawem przewidziany, są nieetyczne i niesprawiedliwe. W tym względzie powinni członkowie rządów i ciał ustawodawczych pamiętać o przestrodze Pisma świętego: “Biada tym, którzy ustanawiają prawa niesprawiedliwe”[18]. Niesprawiedliwe i nieetyczne są np. prawa, które obywateli poniżają do rzędu niewolników, znoszą prawa własności, podważają istnienie i trwałość rodziny oraz odbierają jej prawo do wychowywania dzieci w duchu katolickim, zaprowadzają dla katolików śluby cywilne i rozwody, uprawniają niemoralność, dzieciobójstwo oraz inne zbrodnie, krępują posłannictwo i swobodę Kościoła, ubliżają wierze, zaprowadzają i popierają bezbożność lub są w inny sposób sprzeczne z przyrodzonym i objawionym prawem bożym.
Katolik bez ciężkiej winy i bez zaparcia się swych przekonań katolickich nie może głosować za takimi ustawami, a nawet ma obowiązek z całą stanowczością podobne ustawy zwalczać. Od tego obowiązku nie uwalniają ani karność partyjna, ani żadne inne względy czy następstwa, bo katolik może do grup politycznych należeć tylko z zastrzeżeniem, że ani przynależność ani karność partyjna nie będą go zmuszały do czynów, przeciwnych sumieniu katolickiemu. Za katolicki stosunek do zagadnień życia zbiorowego powinien polityk katolicki być zawsze gotów ponosić z godnością wszelką odpowiedzialność. Tej stanowczej postawy oczekuje od katolików w polityce Kościół, wymaga dobro i honor kraju, bo za czyjąż sprawą, jeżeli nie przez katolików, zapanuje duch Chrystusowy w polityce Polski katolickiej? Toteż Kościół i sumienie publiczne oczekują naprzykład, że każdy katolicki poseł i senator z całą stanowczością sprzeciwi się uchwalaniu jakiejkolwiek ustawy, któraby uwłaczała prawu bożemu i kościelnemu, albo obrażała uczucia i przekonania religijne narodu. Gdyby inaczej postąpili, zdradziliby publicznie wiarę, Chrystusa i dobro społeczne na rzecz neopogaństwa.
Kościół nie uprawia polityki, bo nie jest to jego zadaniem. Ale Kościół nie zakazuje katolikom udziału w polityce, owszem, zachęca ich i wzywa do czynnego udziału w życiu państwowym. Wszak nie jest do pomyślenia, aby zwłaszcza w krajach katolickich życie publiczne miało się stać wyłączną lub niemal wyłączną dziedziną kół liberalnych i wolnomyślnych i aby ta mniejszość miała stale rządzić katolikami w duchu im obcym i przeciwnym ich najgłębszym przekonaniom. Powinni więc katolicy nietylko iść do urny, aby do ciał ustawodawczych wybierać ludzi uczciwych i o duchu katolickim, lecz powinni wchodzić do rządów, do sejmów i senatów, do administracji politycznej i samorządowej. Nie będą oni tam urzędowymi przedstawicielami Kościoła, lecz obywatelami i politykami o zasadach katolickich. Stanowczo powinien atoli katolik odmówić udziału w życiu politycznym i ustąpić ze stanowiska publicznego, gdyby jego współpraca równała się przyzwoleniu na czyny wyraźnie nieetyczne.
Powinien zatem katolik wstępować w życie publiczne świadom swej katolickiej za nie odpowiedzialności, czyli z dojrzałym sądem o wielkich zagadnieniach państwowych, a zarazem z katolickim poglądem na ich stronę moralną. Ma być obeznany z nowoczesną myślą polityczną i z odbywającymi się w świecie przemianami i czerpać z nich to, co świeże, żywotne, twórcze. Powinien dbać o to, by w kraju o tak swoistych tradycjach, warunkach i możliwościach rozwoju, jak Polska, myśl polityczna nie była uwięziona w naturaliźmie i nie karłowaciała w bezpłodnych hasłach rewolucyjnych i fałszywych ideach. Powinien katolik brać udział w polityce z pragnieniem prawdziwego postępu i rozwoju Państwa, oraz z poczuciem bezwzględnej wyższości idei katolickiej nad innymi.
Pod względem moralnym polityk katolicki powinien na wszystkich szczeblach i we wszystkich dziedzinach życia państwowego urzeczywistniać ideały etyki chrześcijańskiej. Katolicki obywatel, robotnik, (urzędnik, oficer, żołnierz, poseł, senator, członek rządu nie może mieć dwu sumień, katolickiego dla życia prywatnego a niekatolickiego dla spraw publicznych. Prawo Chrystusowe obowiązuje we wszystkich dziedzinach. Jeżeli polityka psuje charaktery i paczy sumienia, znak to, że nie jest uczciwa. Katolicy w życiu publicznym powinni stać niewzruszenie przy zasadach prawa bożego i przyświecać przykładami wzniosłych cnót obywatelskich, a mianowicie głęboką sumiennością, uczciwością niezawodną, nieugiętą mocą ducha, pracowitością nieznużoną, wzniosłym i czystym patrjotyzmem i ofiarną służbą narodową.
Ideałem obywateli katolików i działaczy politycznych powinno być dalej uzdrowienie życia politycznego z przywar, które je doprowadziły do opłakanego zdziczenia. Klęską dzisiejszego życia publicznego jest nienawiść, która dzieli obywateli Państwa na nieprzejednane obozy, postępuje z przeciwnikami politycznymi jak z ludźmi złej woli, poniewiera ich bez względu na godność człowieczą i narodową, zniesławia i ubija moralnie. Zamiast prawdy panoszy się kłamstwo, demagogja, oszczerstwo, nieszczery i niski sposób prowadzenia dyskusji i polemiki. Żądza władzy i prywata prowadzą bezwzględną walkę o rządy i stanowiska, a pozorują ją troską o Państwo, które zwykle odłamy polityczne utożsamiają z sobą. Chorobliwe podniecenie i namiętność polityczna zasłaniają spokojny sąd o ludziach i sprawach, mieszają politykę do wszystkiego, wszystko osądzają ze stanowiska partyjnego, wyolbrzymiają znaczenie wypadków publicznych, wnoszą niepokój w całe życie. Te szkodliwe przejawy powinny ustąpić pod działaniem etyki chrześcijańskiej, która niestety dziedziny życia publicznego jeszcze należycie nie przeniknęła.

Tym razem pod osąd powyższych rozważań proponuję przedstawić dwa rodzaje zgorszeń odczuwanych przez współczesnych katolików, związanych z kampanią wyborczą i praktyką polityczną.
Zwolennicy niektórych kandydatów na parlamentarzystów z ramienia PiS-u, kandydatów silnie związanych z Kościołem i mających niemałe dla Kościoła zasługi ośmielili się kolportować materiały informacyjne o tych dokonaniach przed kościołami, co parę osób zgorszyło. Czyżby nadmiar informacji o tym, że są też politycy, którzy żyją w zgodzie z nauczaniem Kościoła i Kościół na miarę swoich możliwości wspomagają, nie kłamią, nie kradną, protestują przeciw dzieciobójstwu i genderowskim dewiacjom bo poczuwają się do odpowiedzialnej wspólnoty z tym Kościołem – naruszała prawo kanoniczne, czy Dekalog, czy co tam jeszcze …?
Z drugiej strony są też osoby uchodzące w oczach opinii publicznej za katolików, bo publicznie praktykują. A przy tym aspirowały o mandaty np. z ramienia Platformy Obywatelskiej, która ze swymi sympatiami do dewiacji przestała się już nawet maskować. Oceny moralnej takiego postępowania nie ma potrzeby formułować dobitniej od Hlonda. Natomiast są też wyborcy-katolicy, którzy na taką partię bezkrytycznie głosowali. Być może dlatego, że określony kandydat na parlamentarzystę ładnie wyglądał na bilbordach, plakatach czy ulotkach, a w propagandę zaangażował koszmarne pieniądze. Żeby ugłaskać własne sumienie pozostaje wiara, że kandydaci na parlamentarzystów nie ubiegali się o mandaty dla miłego i łatwego grosza, a po to, aby nawracać niedowiarków. A może nawet zdobyć palmę męczeństwa … Przecież jeśli muszą głosować zgodnie z dyscypliną partyjną to cierpią katusze. Wprawdzie głosując „za” gorszą niektórych maluczkich, ale głosując „przeciw” zgorszyliby chlebodawców …
A co to komu szkodzi zaświecić Panu Bogu świeczkę, a sponsorom ogarek …
Tymczasem kard. Hlond taką odmianę miłości bliźniego ośmielał się kategorycznie potępiać … Czy zatem m.in. dlatego nie musiał się podejrzanie wcześnie przenieść do Domu Ojca …
Piotr Oślizło

Opis autora

admin

Dołącz do konwersacji

Musisz być zalogowany żeby móc komentować