Banksterzy i „wybrańcy” – dla Mysłowic …

Przed 1990 rokiem Mysłowice przegrywały wyścig z Katowicami, a zwłaszcza Sosnowcem, o nakłady na inwestycje proekologiczne i to chyba nikogo nie dziwi. Taki już mamy klimat. Potem dalej było siermiężnie, a potrzeb do oporu. Wreszcie kiedy pojawiła się perspektywa akcesu Polski do Unii Europejskiej stało się oczywistym, że odprowadzanie nieoczyszczonych ścieków do Przemszy musi ustać, a oczyszczanie musi też odpowiednio i na pewno więcej niż dotąd kosztować. Ale też już wtedy podnoszono, że tak wieki nacisk UE na inwestycje w ekologię nie wynikał tylko z jakiejś szczególnej troski Zachodu o środowisko. W istocie plany banksterów rządzących Unią zmierzały do wymuszenia na krajach byłego bloku sowieckiego takiego ich zadłużenia, a przez to nałożenia ekstra kontrybucji, żeby gospodarki tych krajów przestały być konkurencyjne dla wielkich międzynarodowych koncernów, które zyskiwały nowe rynki zbytu z rzeszą niewolników. Innymi słowy Unia oferowała podpisanie cyrografu: dobrowolna zgoda ludu w referendum na niewolnictwo z zamian za względny dobrobyt dla najobrotniejszych, bo przecież nie dla wszystkich. Oferta była naturalnie przez profesjonalny marketing (czytaj: oszukańczo dla prostego ludu) znakomicie opakowana.
Jak tam krążyły po Polsce pieniądze banksterów dowiemy się pewnie dopiero w niebie, ale niewątpliwie krążyły skutecznie. Świadczy o tym co najmniej niewyobrażalne, rosnące w postępie geometrycznym zadłużenie i płacone coraz wyższe kontrybucje. Zaś lud, który je płaci, utrzymywany był, a w Mysłowicach jest nadal, w przekonaniu, że rządzący nim „wybrańcy” robią wszystko co możliwe, aby ich „dobrobytu” nie uszczuplać nieprzyzwoicie. Bo kontrybucje wprawdzie stale rosną, ale rosną wolniej niż zadłużenie, a to wyłącznie dzięki „wybrańcom”. Dlatego lud powinien „wybrańców” nie tylko odpowiednio doceniać, ale też porzucić zdrożne myśli o ewentualnej ich wymianie, bo banksterzy mogą się zezłośliwić, skorzystają ze swoich uprawnień, no a wtedy nastąpi krach, nastanie nie tylko bieda, ale i nędza …
Z sukcesem wyłomu w takiej narracji dokonał na Węgrzech Wiktor Orban, a na dodatek skutecznie broni się przed nachodźcami. Jeśli PiS pójdzie konsekwentnie podobną ścieżką, a na to się zanosi, to można mieć umiarkowaną nadzieję, że tak miasto jak i MPWiK ostatecznie uda się wyzwolić z niewoli absurdu.
Pośród krajów naszego regionu, które w 2004 roku przystąpiły do Unii Europejskiej Węgry przodowały w zadłużaniu się, kredytach dewizowych, dziurach budżetowych, inflacjach, deficytach bilansu płatniczego, bezrobociu. Jak to podsumował Orban „W końcu nastąpił krach finansowy, obroża i smycz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, niewolnictwo zadłużenia. (…)obywatelski i chrześcijański rząd w ciągu trzech lat wyprowadził kraj z tej beznadziejnej i pogmatwanej sytuacji, stosując nową politykę gospodarczą i nową politykę narodową. Wystarczy fakt, iż w ciągu trzech lat dokonaliśmy konsolidacji budżetu, ustabilizowaliśmy gospodarkę, uniknęliśmy bankructwa państwa, zahamowaliśmy inflację, ograniczyliśmy bezrobocie w stopniu nie byle jakim: z 11,5 proc. do 6,2 procenta. Odesłaliśmy do domu MFW, przed upływem terminu spłaciliśmy ich kredyt, a w tym roku spłacimy co do grosza kredyt z Unii Europejskiej. Summa summarum: w 2014 roku zamknęliśmy okres stabilizacji naszej gospodarki 3,7 procentowym wzrostem i otworzyliśmy nowy etap. Wzięliśmy rozpęd i  zainicjowaliśmy etap konwergencji gospodarczej. (…) W przeciągu pięciu lat zmniejszyliśmy podatek dochodowy od osób fizycznych z 35 proc. do 15. W ciągu pięciu lat pozostawiliśmy w rodzinnych budżetach 1.300 mld forintów. O 25 proc. zmniejszyliśmy koszta opłat komunalnych. Również w ciągu pięciu lat najniższa płaca na Węgrzech wzrosła półtorakrotnie.”
W Polsce natomiast kapitalizm kompradorski zakontraktowany przy Okrągłym Stole jest jak kamień młyński uwiązany u szyi. Z jednej strony zablokował możliwość pełnego wykorzystywania polskiego potencjału gospodarczego, a z drugiej stworzył cieplarniane warunki rozwoju kolesiostwa i całej palety szwindli.
Na wczorajszej Komisji Finansów Rady Miasta ekspert z krakowskiego Uniwersytetu Ekonomicznego ocenił pozytywnie działania restrukturyzacyjne zadłużenia MPWiK-u wygenerowanego w związku z realizacją projektu „Gospodarka wodno-ściekowa w Mysłowicach” co najmniejszym kosztem pozwoliło uchronić Spółkę od bankructwa. Bankructwa grożącego z wielu tytułów i różnych aspektach. A za to przecież prezes Jan Chmielowski został niezwłocznie odwołany, ponieważ na dodatek uratował pana Prezydenta od zarzutów poważnego naruszenia w 2012 roku dyscypliny finansów publicznych i art. 231 k.k oraz – co jeszcze gorsze – podjął działania mające na celu przysporzenie Spółce kilkudziesięciu milionów ekstra korzyści wbrew woli pana Prezydenta.
Nadto ów ekspert miał za zadanie oswoić radnych z „możliwością” konwersji ok. 1/4 zadłużenia (obligacji) MPWiK-u w banku PKO BP na udziały w Spółce. Nawiasem mówiąc obligacji zabezpieczonych między innymi zastawem na udziałach Miasta w Spółce. Gdyby doszło do objęcia udziałów w MPWiK-u przez PKO BP lub innego „inwestora strategicznego” miasto pozbyłoby się części poręczeń blokujących dalsze zadłużanie miasta, zaś inwestor, a przy okazji również miasto, mieliby prawo do satysfakcjonującej inwestora dywidendy. Tym bardziej, że miasto obecnie do taryf jeszcze dopłaca. Fakt, że w związku z tym opłaty za wodę i ścieki będą musiały drastycznie poszybować w górę nie może być zmartwieniem mieszkańca Bojszów, a i w Mysłowicach przecież sami biedni (samorządowcy ?!) nie mieszkają. Jak genialnie wywiodła pani Grażyna Haska Spółka żeby nie upaść winna rosnąć w siłę. Niestety źródło tej siły tkwi w portfelach klientów MPWiK-u. Zaś każda transfuzja z boku per saldo wyprowadzi z tych portfeli tylko więcej gotówki.
Natomiast temat ewentualnego zmniejszenia kosztów działalności wodociągów w magistracie popularny nie jest. Wręcz budzi zgorszenie …

Piotr Oślizło

Opis autora

admin

Dołącz do konwersacji

Musisz być zalogowany żeby móc komentować